![]() |
*** |
![]() |
На книгу «Девочка и мертвецы»
И вот девочка — добрая, послушная, работящая, жалостливая. Среди злых, пьяных, тупых, жестоких, предающих, мёртвых при жизни и после неё.
На книгу «Девочка и мертвецы»
Цю чудову антиутопію (за сумісництвом — гостру соціальну сатиру), як показала практика, можна проковтнути одним духом — за неповних пять годин. Втім, для цього треба мати міцні нерви та міцний шлунок.
На книгу «Девочка и мертвецы»
Ещё более странное произведение, чем всё, прочитанное мной у этого автора ранее. Воротить меня стало на пятой странице. Но после десятой стало понятно, что уже не оторваться.
На книгу «Девочка и мертвецы»
Эта книга явно имеет большое будущее — у нее есть главный признак так называемой «настоящей литературы» или «литературы для интеллектуалов»: после нее хочется пойти и проблеваться.
«***» Paweł Laudański (на польском)
Druga połowa roku 2010 obrodziła nam dobrą rosyjskojęzyczną fantastyką. Dopiero co zachwycałem się powieścią 2048" Shelley, a teraz — z nieukrywaną przyjemnością — przychodzi mi skreślić kilka słów na temat tekstu jeszcze lepszego.
Popatrzmy: oto kociołek, do którego wrzucimy nieco Strugackich ze Ślimaka na zboczu" (a konkretnie — z Lasu"), szczyptę Aldissa prosto z Cieplarni", odrobinę charakterystycznego, rosyjskiego poczucia humoru à la Sztern i Kaganow (choć da się tu i ówdzie wyczuć delikatne naleciałości pratchettowskie) oraz ociupinę szaleństwa rodem z filmów Tarantino… Mieszamy, mieszamy dokładnie…
…i wychodzi nam Девочка и мертвецы" (Dziewczynka i umarli") Władimira Danichnowa.
Kilkakrotnie przyszło mi już pisać pozytywnie o twórczości tego autora, choć zachwyty swe ograniczałem do krótszych tekstów. Teraz przychodzi pora na powieść; bo udało się wreszcie Danichnowowi napisać i długo, i całkiem zgrabnie.
Dzieje się Dziewczynka…" na planecie zasiedlonej przez rosyjskich kolonistów; narodowość przybyszów z Ziemi odgrywa tu wielką rolę, stereotypowe bowiem rosyjskie przywary i zalety (zamiłowanie do alkoholu, powszechnie akceptowana korupcja, brak szacunku dla losów jednostki z jednej strony, rosyjska dusza", otwarte szeroko serca, serdeczność i gościnność — z drugiej) odciskają swe piętno tak na postępowaniu bohaterów powieści, jak i na przebiegu jej akcji. Planeta skuta jest lodem (jakże to rosyjskie!); nie jest to jednak zwykły lód, posiada on bowiem cudowne właściwości: umarli, którzy trafią doń tuż po śmierci, uzyskują drugie życie. Ułomne, bo nieszczęśnicy przypominają skrzyżowanie zombi z nasiąkniętą do granic możliwości wodą gąbką — ale jednak, bez wątpienia, jest to jakaś forma kontynuacji niespodzianie przerwanego istnienia. Niektórych taka forma funkcjonowania, jak się okazuje, w pełni satysfakcjonuje (zresztą, czyż mają jakiejś inne wyjście?).
Choć, jak się dobrze zastanowić, to może lepsze takie życie niż żadne?
Oto mała dziewczynka, zaadoptowana przez nałogowego alkoholika, nie kryjącego, że dziecko jest mu potrzebne wyłącznie do sprzątania i gotowania (a i do wyładowania agresji od czasu do czasu też się przyda; nie ma to jak porządnie przyłożyć takiej małolacie), istota aż do bólu łagodna, kochająca i współczująca, staje się mimowolnym uczestnikiem szaleńczej eskapady swego przybranego ojca i świadkiem popełnianych przezeń w jej trakcie bezeceństw. W swym dziecięcym umyśle racjonalizuje sobie i tłumaczy zachowanie tatusia jego wcześniejszymi ciężkimi przeżyciami. A tatuś zabija — czasem w pełni świadomie, czasem niejako przy okazji, a czasem — nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że dopiero co kogoś uśmiercił. Jedna z jego ofiar — kilkunastoletni chłopak — trafia tuż po śmierci do lodu, dzięki czemu zyskuje drugie życie i rusza w ślad za swym zabójcą.
Tymczasem w jednym z pobliskich miasteczek ma odbyć się wielkie święto: pieczenie na ruszcie pojmanych umarlaków. Wiadomym jest powszechnie, że ich mięso znakomicie nadaje się na szaszłyki. Święto grillowania jednak nie udaje się — uśmiercone umarlaki (jak to brzmi, prawda?), przygotowane do pieczenia, ponownie ożywiają — co nigdy wcześniej im się nie przytrafiło — i zaczynają polowanie na swych niedoszłych oprawców.
Z czasem umarlaki tworzą jedną nekromasę, jeden wielki organizm utworzony przez połączone ciała zombiaków, zagrażający okolicy i nie tylko… A gdy nad ową nekromasą spróbuje zapanować tatuś dziewczynki, tak, by wykorzystać ją w sobie tylko wiadomych, choć bez wątpienia zbrodniczych celach, oznaczać to może jedno — nadchodzi czas wielkich kłopotów…
Dziewczynka…" jest z jednej strony powieścią szaleńczą, zwariowaną do tego stopnia, że trudno traktować ją z pełną powagą. Z drugiej strony zaś — to przejmująca historia cierpiącej niewinności i przerażająco bezmyślnej, bezrefleksyjnej ludzkiej głupoty.
I do tego — świetnie, z biglem napisaną. Z ogranych, jak zdawałoby się na pierwszy rzut oka, elementów poskładał Danichnow nową, porażająco świeżą jakość.
Gra Dziewczynka…" na uczuciach czytelnika: wywołuje współczucie, złość, czasem irytuje jak diabli, a czasem — śmieszy niemal do łez. I jakże powieści tej nie pokochać?